CZY FIRMY POWINNY PŁACIĆ PODATEK NA KSZTAŁCENIE SPECJALISTÓW?
Opublikowano: Autor: Robert Lidke, albank.plRobert Lidke: Polska ma dobrych informatyków, którzy są chętnie zatrudniani przez zagraniczne firmy. Czy jest to nasza przewaga konkurencyjna i jeśli tak, czy będzie trwała długo?
Wojciech Cellary: Jesteśmy w trakcie kolejnej rewolucji, która jest przedmiotem wielu debat, rozmów i refleksji – Przemysł 4.0, Gospodarka 4.0, Społeczeństwo 4.0. Każda rewolucja ma to do siebie, że pożera własne dzieci. Tę rewolucję muszą zrobić informatycy – za wszystkimi technologiami stoi informatyka.
W tej chwili sytuacja wygląda tak, że jeśli pewne rzeczy się nie zmienią, to w naszym kraju nikt profesjonalnej informatyki nie będzie uczył.
Wynika to przede wszystkim z tego, że mamy płace regulowane na rynku pracy w sektorze publicznym, a zatem na politechnikach i na uniwersytetach, które kształcą informatyków, i mamy płace wolnorynkowe w firmach zatrudniających informatyków – absolwentów kierunków informatycznych. Różnica między płacą asystenta na uczelni publicznej, a płacą świeżego absolwenta zatrudnionego na stanowisku informatyka, może być nawet pięciokrotna. Nigdy wcześniej nie była tak duża. W efekcie ci, którzy są kluczowi dla rozwoju, czyli kadry akademickie, mające kształcić informatyków i przygotowywać ich do wdrażania idei 4.0 w całym przemyśle, gospodarce i społeczeństwie odchodzą z uczelni do sektora prywatnego, a nowych informatyków nie ma kto uczyć.
Jakie jest rozwiązanie tej sytuacji? Co można zrobić, aby na uczelniach zostawali najzdolniejsi studenci, aby stawali się asystentami, później profesorami, aby uczyli kolejne pokolenia informatyków?
Mamy w Polsce w sektorze publicznego szkolnictwa wyższego do czynienia z systemem, który cechuje się ujednoliceniem płac. To klasyczna aplikacja idei – wszyscy mamy równe żołądki. Niezależnie od tego kto uczy, ilu ma studentów, a przede wszystkim jakie jest zapotrzebowanie na rynku na jego absolwentów – gdy się jest asystentem, adiunktem, czy profesorem, to w każdej grupie ma się zasadniczo taką samą pensję.
Potrzebujemy bardziej rynkowego podejścia do płac w szkolnictwie wyższym dlatego, że wartość absolwentów na rynku i ich potencjalny wkład do rozwoju, a tym samym wartość tych, którzy ich kształcą, jest zdecydowanie różna.
Przy tak dużych różnicach w wynagrodzeniach między szkolnictwem a biznesem młodzi ludzie podejmują racjonalne decyzje. Choć mają do predyspozycje, to nie chcą być asystentami i nie chcą uczyć studentów, którzy już w trakcie studiów pracują w przemyśle i zarabiają dwa razy tyle co ich nauczyciel – a jak skończą studia, to cztery czy pięć razy więcej.
Wywiad opublikowany za zgodą portalu www.alebank.pl